Magazyn ESENSJA nr. 1 (I)
październik 2000





poprzednia strona 
			powrót do indeksu następna strona

Janusz A. Urbanowicz
  Pokolenie GNU: Oktaryna

"Kiedy pierwszy raz strzelasz do człowieka, w momencie czynu nie ma chwili
objawienia, nie ma bólu serca z powodu nieodwracalnej utraty czegoś.
Nie tak jak na filmach.

Jest tylko ogłuszający huk pistoletu, kopnięcie w dłoń jakbyś trzymał nogę
psa który chce się wyrwać. To rozprasza.

I dlatego ludzie umierają."

Dennis Detwiller "Drowning in Sand"

Pokolenie GNUKorzystając z wizyty Waltera Jona Williamsa na Euroconie, zadałem mu pytanie - czym dla niego jest cyberpunk? Wiele jest prób opisu tego gatunku fantastyki, ale od niego usłyszałem jak na razie najlepszy. "Those are stories taking place in a media-saturated world." Istotnie, możliwy jest cyberpunk bez komputerów, bez sieci, bez narkotyków. Ale świat w którym się dzieje, świat przepełniony reklamami, znakami firmowymi, wszechobecnością środków przekazu, zasypany nadmiarem informacji, jest elementem koniecznym.

Świat nasycony przekazami, to świat w którym żyjemy, w którym będziemy żyć. Nie znaczy to, że będziemy żyć w świecie takim, jak opisuje cyberpunk. Ale coraz bardziej nasze otoczenie kulturowe, nasze środowisko memetyczne, jest sztuczne. Na ulicach wszędzie kolorowe reklamy, reklamowe spoty przerywają filmy w telewizji. Otacza nas syntetyczna informacja. To co do nas dociera jest już przeselekcjonowane i przetrawione.

Dawno temu, w okresie wchodzenia komputerów do poligrafii, telewizja pokazała reportaż o pracy zespołu DTP w jakimś znanym czasopiśmie, bodajże "Vogue". Przedstawiono cykl produkcyjny okładki, od zdjęcia modelki aż do finału w drukarni. Pokazane były stadia pośrednie - elektroniczne retuszowanie już zrobionego zdjęcia. Retuszowane są defekty wyglądu. Dodawany jest rumieniec, powiększa się źrenice - te cechy mają sugerować pobudzenie seksualne. Efektem jest obraz osoby która nie istnieje. Wtedy nie było dobrego określenia, dzisiaj taką syntetyczną osobę możemy nazwać idoru. Tak w powieści Williama Gibsona nazywa się syntetyczną gwiazdę pop. Kiedy większość informacji o świecie dociera do nas kanałami syntetycznymi, nie ma wielkiej różnicy, czy to co widzimy istnieje realnie czy nie. Nie ma w naszym świecie jeszcze kompletnych idoru, ale jeśli któregoś dnia Lara Croft zacznie prowadzić w telewizji swój talk show, w świadomości ludzkiej granica między światem materii i światem idei zatrze się ostatecznie.

Ale nawet jeśli istnieje, nie zawsze widzimy to co jest prawdą. Każdy kto kiedykolwiek skanował zdjęcia na domowym skanerze, wie jak różnią się kolory zdjęcia od kolorów obrazu w komputerze. Aby w druku uzyskać wierne odwzorowanie kolorów, potrzebny jest sprzęt za setki tysięcy dolarów i ludzie doświadczeni w kolorowej poligrafii. Ale i tak kolory druku, czy kolory ukazane na monitorze komputera nie będą tymi samymi, które widzimy w naturze. Sposoby odwzorowania kolorów - komputerowy RGB i drukarski CMYK nie są w stanie przenieść pełnego widma barw. Nie ma nawet dobrej, stuprocentowo wiernej metody przenoszenia obrazu opisanego jednym sposobem na drugi. Patrząc na obrazy przetworzone, coś tracimy. W druku czy na monitorze nie zobaczymy pewnych kolorów.

W opowiadaniu "Matrix Born" zamieszczonym w pierwszym wydaniu "Virtual Realities" (dodatku do Shadowrun RPG traktującego o cyberprzestrzeni) znalazłem kiedyś bardzo ładną paralelę na zbliżony temat - oddalenia od rzeczywistości. Przytoczę ją tutaj, ponieważ opowiadanie to ma małą szansę na ukazanie się po polsku:

Kiedy wychodzimy nocą na zewnątrz, najczęściej nie widzimy gwiazd - zasłania je łuna świateł miast (dla mieszczucha szokiem jest spojrzenie w nocne niebo w okolicy odległej od dużych miast). Nie mają one zresztą wielkiego wpływu na nasze życie. Kiedyś było inaczej - w niebo patrzono w różnych celach - statki nawigowały po gwiazdach, astrologowie wyznaczali z nich ludzkie losy, astronomowie szukali Boga i tajemnic Wszechświata. Dzisiaj nie nawiguje się według gwiazd, radar i GPS zastąpiły sekstans. Astrologowie nie mają lunet i astrolabiów, tylko kupione w księgarni tablice pozycji ciał niebieskich, a oko astronoma przy okularze teleskopu zamieniono na fotopowielacz i kliszę fotograficzną. Astrologowie i astronomowie pracują z reprezentacją rzeczywistości, nie muszą widzieć i znać gwiazd jako takich. Wśród młodych astronomów panuje moda na nieznajomość gwiazdozbiorów.

A przy przejściu od rzeczywistości do reprezentacji, coś może umknąć, jakiś aspekt rzeczywistości może zostać pominięty.

Nasza postrzeganie rzeczywistości jest kształtowane przez to, co do nas dociera. Oglądając sensacyjne filmy, widzimy setki strzelanin i wydaje się że wiemy na czym polega strzelanie z broni palnej. Ale dopiero na strzelnicy, na żywo, okazuje się, że to tylko złudzenie, że rzeczywistość to nie jest filmowy kicz. Film nie pokaże wszystkich kolorów i nie przekaże prawdziwych uczuć.

Coraz więcej informacji docierać do nas będzie przez pośredników - i będzie tam czegoś brakowało. Przyzwyczaimy się do tego i przestaniemy dostrzegać, że coś tracimy. Dzisiaj niektóre kolory widzimy bardzo rzadko - w wizjerze spektroskopu czy w tęczy. Kiedyś, być może, przestaniemy je rozpoznawać jako normalne barwy. Będzie to wtedy oktaryna. Kolor magii. Kolor rzeczywistości.

poprzednia strona 
			powrót do indeksu następna strona

27
powrót do początku
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.